Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/237

Ta strona została przepisana.

trudno się domyśleć, że sędzia był oszołomiony naglą decyzją Janka.
Nazajutrz o dziewiątej rano zjawił s>ę w kancelarii więzienia. Jakże wielkie było jego zdziwieni, gdy, w odpowiedzi na żądanie natychmiastowego wprowadzenia „Klawego Janka“, usłyszał, że, niestety, jest to niemożliwe.
— Jakto, niemożliwe?
— „Klawy Janek“ opuścił nas... — wyjaśnił nieśmiało inspektor więzienny.
— Co?...
— Tak, tej nocy uciski nam...
Krew nabiegła mu do twarzy, a w oczach zapłonęły złe ogniki! Nie mógł panować nad sobą. Ciskał gromy na zarząd więzienny i strażników. Groził karą i surowym dochodzeniem. Ponosiło go. Pobiegł do celi, by się naocznie przekonać, że tam Janka nie ma.
Ledwie przekroczył próg celi, jęknął głucho. To co tam ujrzał przekraczało jego fantazję. Na ścianie widniał rysunek, przedstawiający Janka, który pokazuje sędziemu dwie „figi“.
— Żywego lub martwego, ale dostać go musimy w swoje ręce! — pienił się ze złości.
Była to pora śniadania. Więźniowie, którzy w związku z rozdawnictwem chleba krzątali się na korytarzu. nie ukrywali radości na widok ciskającego się sędziego śledczego i na odgłosy jego przekleństw i pogróżek. Lotem błyskawicy rozniosła się po celach więziennych wieść o sensacyjnej ucieczce „Klawego Janka“, budząc wszędzie podziw i poklask.
Sędzia śledczy opuścił ginach więzienny złamany i rozgoryczony.
Podobny nastrój zapanował w Urzędzie Śledczym na wiadomość o zawiłym wypadku na Pawiaku.
Pierwszy o tym dowiedział się Wołkow, który za