Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/238

Ta strona została przepisana.

schwytanie „Klawego Janka” zaawansował na aspiranta policji. Był tą wiadomością oszołomiony.
Udał się do celi, w której Janek spędził ostatnią noc. Staranne oględziny przeciągały się. Wołkow drobiazgowo badał każdy sprzęt. Z lupą oglądał nacięcie w kracie. Jego pomocnicy, wywiadowcy, za plecami, zamieniali szydercze spojrzenia na temat przesady, w jaką ich szef zawsze popadał...
Po nitce do kłębka Wołkow posuwał się z wywiadowcami wzdłuż trasy ucieczki, gdy naraz jeden z agentów, który zatrzymał się pod parkanem, zawołał:
— Panie komisarzu! Tu są ślady stóp kobiety! Co tu robiła tajemnicza dama?
Długo węszono, badano, odmierzano i postanowiono wrócić do Urzędu. Wtem nadjechał komisarz policji śledczej, Żarski, który zmierzywszy ironicznym spojrzeniem Wokowa, rzekł doń na powitanie:
— No, cóż panie aspirancie, facet znikł, jak kamfora, co?
Wołkow zagryzł wargi i salutując, odrzekł:
— Moim zdaniem należy zarządzić obławę w całej Warsawie. Wiem, że tam zbiega nie znajdziemy, ale może natkniemy się na jego ślady.
Na pierwszy ogień poszła Praga. Obława została w ten sposób pomyślana, by jednocześnie zalakować wszystkie meliny, i by „cyngierzy“ nie mogli nikogo uprzedzić o grożącej wsypie. Na skrzyżowaniach ulic ustawione były gęste posterunki. Wołków, nie wypuszczając rewolweru z ręki kierował całą akcją.
Ucieczka Janka pozbawia go spokoju. Domyślał się, że Janek nie przepuści okazji „wywdzięczenia“ się. Im dłużej nad tym myślał, tym większy strach go oblatywał. Przypomniał sobie teraz swoją przyjaciółkę,