Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/252

Ta strona została przepisana.

Nie czekając na zezwolenie, Janek przekręcił klucz w zamku i wpuścił Anielę do pokoju.
Aniela spojrzała wpierw na Janka, a po tym na zebranych i oświadczyła stanowczym tonem;
— On z wami więcej nie pójdzie na wyprawę! Nigdy!
— Nie pójdzie, powiadasz? — rzekł cynicznie Krygier. — A ja cię zapewniam, że pofrunie nawet! Czy sadzisz, moja panno, że dla jego czy twoich pięknych oczu łożyłem na jego ucieczkę z więzienia i za bezcen sprzedałem moją willę? Janek wie o tym, że musi dług uregulować. Gdybym go nie potrzebował do obróbki „skarbca“, nad którym pracuję, byłby do dziś dnia jeszcze gnił na Pawiaku. Zresztą, to sprawa honorowa. Przypuszczam, że Janek nie okaże się wobec mnie „łatkiem“.
— Uspokój się! — wtrącił się Janek. — Muszę z nimi pójść! Inaczej być nie może.
— To będziesz wybierał: ja, albo oni!
— Jeszcze ten jeden raz, a po tym wyjedziemy zagranicę, zgadzasz się?
— Podli ludzie! — oburzała się Aniela — Sądziłam, że ratujecie Janka z dobrego serca, że robicie to z poczucia solidarności, którą szczyci się wasz światek podziemny. Ale rację miał profesor: jesteście urodzonymi przestępcami!
— Aha, kto miał rację? — podskoczyła teraz Regina. — Nie mówiłam wam, że ten frajerski profesor zdemoralizuje ją!
Naraz rozległo się pukanie do drzwi
— Dagar!... — odezwał się głos.
Drzwi się rozwarły i na progu stanęli Antek i Felek. Byli zmęczeni i złamani. Byli ubrani w łachmany.
— Zmykajcie czym prędzej. Policja jest na waszym tropie.
Wszyscy natychmiast wybiegli z pokoju.