Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/282

Ta strona została przepisana.

Janek, który siedział teraz przytulony do Anieli i przeżywał drogie chwile szczęścia zakochanego, jakby naraz przebudził się:
— Sam nie wiem... Przy tobie uje chcę myśleć o niczym.. Daj mi szczęście... Daj mi słodycz twoich ust, rozkosz twojej młodości...
Przywarli do siebie w największym uniesieniu. Jankowi zdawało się, że teraz już go nie odtrąci i że połączą się na zawsze, i Aniela czuła, że traci siły. Była bezwolna w jego ramionach. Ale oto przypomniała sobie scenę w pokoju hotelowym w Warszawę, kiedy Janek rzucił się na nią, niby zgłodniałe zwierzę. W błyskawicznym tempie przesuwały się teraz przed jej oczami obrazy przeszłości. Prypomniała sobie chwilę podobną w willi Krygiera w Poznaniu. I tam zdawało się, że...
— Czemu znęcasz się nade mną? — wyjąkał złamany i zdruzgotany.
— Musisz się hartować, abyś umiał stawiać czoło pokusie kobiety — odrzekła z ironią.
— Pożądam cię każdym drgnieniem mojej duszy.
— Czy Janek ma w ogóle duszę? — drażniła go.
— Mam, może wyrodną, ale tylko ty potrafisz ją przekształcić. Ty możesz mnie wyciągnąć z bagna. Jesteś dla mnie jedyną kobietą na ziemi. Ty dasz mi szczęście.
— Przez ciebie przemawia teraz złodziejska krew... Poczułeś zdobycz...
— Nie urodziłem się złodziejem... życie nauczyło mnie kraść.
— Ciekawa jestem, jak to się zaczęło.
— To smutna historia. Byłem sierotą. Cierpiałem nędzę i głód. Poraz pierwszy ukradłem ogórek.
— Ogórek? — roześmiała się Aniela. — I takie głupstwo zaprowadziło cię