Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/29

Ta strona została przepisana.

— Ale policjanta kto zamordował, — zdziwił się „Lipa“.
Wszyscy troje zamienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Spostrzegła to Aniela.
— Nie!.. Nie!.. Mój Janek nikogo nie zamordował… Gdyby nie wy, już dawno porzuciłby to pieskie życie. Nie możecie się obejść bez niego!…
Nagle Antek zerwał się z miejsca, pociągając za sobą niezdecydowanego Felka.

ROZDZIAŁ IV.

W wielkim odrapanym gmachu w śródmieściu Warszawy, mieściło się „sysknoje otdelenie“ Przy wejściu do okratowanego gmachu czuwał posterunkowy. Auto policyjne przepełnione ludźmi, zatrzymało się, by tu zostawić ładunek.
Rosyjscy „tajniacy“ czuwali, aby ptaszek nie wyfrunął z klatki. Polowanie tej nocy było bardzo obfite. Agenci z zadowolonymi „twarzyczkami“ wyprowadzili z samochodu, aresztowanych parami, które następnie kolejno kroczyły po schodach na górę. Tam wszystkich wpakowano do ciasnego, okratowanego pokoju.
Byli tu starzy weterani kunsztu złodziejskiego, na czołach których zbrodnia już dawno wyryła swoje piętno; nie brakło „koników“, którzy dopiero kształciły się w fachu. Najróżnorodniejsze typy przestępcze, jakby z „żurnalu mód“ wycięte, oraz ludzie w łachmanach. Wszyscy trzymali się jednak kupy, szepcząc tajemniczo między sobą.
Widać było, że nie byli sobie obcy; znali się z więzienia, gdzie jeden drugiemu udzielał „fachowych“ rad, by udoskonalić edukację; znali się też z wolności, kiedy po społu walczyli o egzystencję złodziejską.
Co chwila przybywały świeże transporty, które