Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/30

Ta strona została przepisana.

wciskano przez wąskie drzwiczki, nie pytając, czy znajdzie się dla gości miejsce.
Policjanci przechadzali się po szerokim korytarzu, rozmawiając o wynikach obławy; każdy wychwalał swój spryt, przedsiębiorczość i energię.
Aresztowani kolejno zostali wprowadzeni do „strasznego“ pokoju, gdzie mieściła się mapa przestępców — archiwum daktyloskopijne odcisków palców i fotografii.. Biada temu, który uwiecznił tu już kiedyś swój „cyferblatt“ i „pacyki“.
Większość gości, wprowadzonych do tego przybytku wiedzy, powędrowała wprost do „ula“; szczęściarze zostali natychmiast zwolnieni.
Gdy pokój się nieco opróżnił, komisarz w towarzystwie wyższych urzędników policyjnych odwiedził pozostałych aresztowanych.
Zmierzył każdego z osobna badawczym wzrokiem i uśmiechał się przyjaźnie do wszystkich, przygadując życzliwie.
Aresztowani odsunęli się z respektem pod ścianę, jakby nie chcieli być spostrzeżeni… Nagle oko komisarza zatrzymało się na jakiejś kobiecie.
— Znowu u nas?
— Przyszłam w odwiedziny, bo się stęskniłam, — odparła cynicznie.
— My także, — odrzekł komisarz i zwrócił wzrok w inną stronę.
— I ty tutaj?
— Nie moja wina. Sam tu nie przyszedłem.
— Naturalnie, — uśmiechnął się życzliwie komisarz. — Najwyższy już czas, abyś się wziął do innego fachu.
— Czyż ja tego nie pragnę? — odparł smutno zagadnięty. — Nie dają „zabastować“.
— Kto? — zainteresował się komisarz.
— Frajery, psia ich mać.