Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/31

Ta strona została przepisana.

— No, no... pogroził mu palcem Jeden z agentów, aby nie wyrażał się tak w obecności komisarza.
— A co ci robią frajery? — uśmiechnął się komisarz.
— Jak to co? Prześladują nas na każdym kroku. Wytykają palcami: tu idzie złodziej... Złodzieje!... Przecież minęło przeszło cztery miesiące, jak trzymam ręce w kieszeni.
Komisarz poklepał go żartobliwie po ramieniu.
— A w czyjej kieszeni? zapytał.
— We własnej kieszeni? — panie komisarzu.
— O, to długo.
— Jak na mnie to nawet i za długo. — roześmiał się.
— Można wiedzieć, czym się trudnisz teraz? zagadnął go jeden z agentów.
— Handluję.
— Czym?
— To zależy. Jak jest pogoda, chodzę po podwókach i pokazuję sztuki.
Wszyscy obecni roześmieli się na głos.
— Znany te twoje sztuki, — wyrzucił agent.
— Mówiłem, że nie kradnę, to nie kradnę. Akrobatyczne sztuki też potrafię robić.
Nie namyślając się długo fiknął koziołka i począł na rękach chodzić po pokoju.
— Dosyć! — zawołał komisarz. — Możliwe, że młwisz prawdę, gdy nawinie się jakaś robótka, na pewno jej nie odrzucisz. Nie dlatego, że jesteś złodziejem, tylko tak sobie, żeby nie zapomnieć, fachu“...
— Człowiek nie jest przecież świnią, odparł za trzymany cynicznie, ale dzisiaj doprawdy jestem niewinny. Wstąpiłem na Smoczą do znajomego i obława mnie „wychlała“.
— Będziesz wolny, rzekł komisarz — nie ciebie szukamy.