Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/32

Ta strona została przepisana.

— A wy skąd tutaj, — zagadnął starszego eleganckiego jegomościa. — O ile się nie mylę, mamy ze sobą stare porachunki.
— Nie wiem o niczym, panie Komisarzu, — odrzekł ze zdziwieniem — napewno był ktoś do mnie podobny. To rzekłszy, uśmiechnął się blado.
— Za to ja mam dobrą pamięć. Pamiętam jeszcze włamanie na Placu Teatralnym. Jeżeli się nie mylę, było to przed dziesięcioma laty, nie?
— Pan komisarz ma doskonałą pamięć — spochlebił mu starszy jegomość, — jednak myślę, że nie warto odgrzebywać nieboszczyków.
— Zobaczymy się jeszcze, — odparł komisarz, obrzucając taksującym spojrzeniem aresztowanych.
— Nie o tych myślałem — odezwał się na odchodnym do swoich pomocników. — Nie ma między nimi ani jednego lepszego. Hołota... Nie spocznę, zanim nie wykryję mordercy policjanta.
Zamyślony wszedł komisarz do swego gabinetu. Dłuższy czas siedział bez ruchu w fotelu, zatopiony w myślach.
Agenci patrzyli z szacunkiem na zwierzchnika,żaden nie śmiał nawet głośno odetchnąć. Wszyscy ufni byli w jego energię i przedsiębiorczość. Wierzyli, że genialny pomysł z pewnością zaświta w jego głowie.
Nagle komisarz zerwał się z miejsca i zaczął spacerować po pokoju z rękami założonymi w tył, co czynił zawsze, gdy głowił się nad rozwiązaniem poważnej zagadki.
Wszyscy wynieśli się po cichu za drzwi, by nie rozpraszać jego myśli. Tymczasem rozmyślania nie trwały długo. Komisarz otworzył drzwi, dając znak, aby wszyscy weszli.
— Obława moi panowie, którą uważaliście za udaną. — odezwał się stanowczym tonem, — jest do „luftu“. Opryszka, który włamał się do hrabiny i któ-