Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/35

Ta strona została przepisana.

nim niebezpiecznego wroga. Więcej się obawiali jego rad ojcowskich i humoru, niż krzyków, tych, którzy obchodzili się z nimi surowo.
Śledztwo prowadził zawsze ostrożnie, z wielkim taktem i umiarem, aby nie urazić „ambicji“ przestępcy. Dobierał dowcipnych słów, by trafić w piętę Achillesową delikwenta. Tak długo manewrował, aż wydobył ze skrytej zazwyczaj i podejrzliwej duszy przestępcy to, na czym mu zależało.
Wiek „filozofa trudno było odgadnąć na pierwszy rzut oka. Niewielu mogło dostrzec nieznaczne zmarszczki na wysokim czole, które podkreślało jego inteligencję. Dobrze zbudowany, o „poetyckiej“ czuprynie, imponował przestępcom, którzy też przywykli wyrażać się o nim z największym szacunkiem.
Jego urodziwy wygląd i opanowane ruchy, stanowiły żywy kontrast z przejmującym wejrzeniem stalowo-szarych oczu. Całe jego zachowanie charakteryzowało gentlemana w całym tego słowa znaczeniu.
Zajście z zamordowanym policjantem nie bardzo „kleiło się“ w jego logicznie funkcjonującym umyśle.
Znał dobrze duszę przestępcy. Praktyce, nabytej przez długie lata, przeczyły fakty. Mógłby nawet przysiąc, że włamywacz nieraz woli zrezygnować z łupu i powędrować za kratki, niż wykonać „mokrą“ robotę.
Nie mógł zrozumieć, w jaki sposób karabin policjanta został znaleziony w ogrodzie o kilkaset kroków oddalonym od miejsca zbrodni. Było to najlepszym dowodem, że opryszek miał karabin w swoim posiadaniu.
Tym bardziej głowił się, dlaczego me zrobił on użytku z karabinu i nie strzelał zeń do policjanta, a natomiast oddał strzały z mniej wygodnego damskiego rewolweru. Nie wątpił już wcale, że stróż bezpie-