Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/36

Ta strona została przepisana.

czeństwa został zabity z miniaturowej „maszynki“, pochodzącej z kasy hrabiny.
Po dłuższej walce ze sobą doszedł komisarz do wniosku, że mordercy zależało na podkreśleniu łączności mordu z włamaniem.
— Muszę wyświetlić prawdę! — zawołał na gros. Zajście to, związane nielogicznymi domyślnikami, zalatuje grubszą tajemnicą.
Komisarz żarski był urodzonym detektywem i naprawdę był z niego „kawał“ filozofa. Człowiek z wyższym wykształceniem, pochodzący z dobrze sytuowanej rodziny ziemiańskiej, poświęcił się karierze policyjnej, raczej z zamiłowania, niż z żądzy awanturniczych przygód. Nawet bronił nieraz przestępców, usprawiedliwiając ich okolicznościami, które pchały ich na drogę występku. Twierdził, że dużo niewinnych ludzi siedzi w więzieniach rosyjskich. Starał się choć udowodnić, że przestępca nie zasłużył na tak wielki wymiar kary, jaki otrzymał.
Był człowiekiem uczciwym, co w policji rosyjskiej było rzadkością. Nie przypisywał nikomu winy, zanim nie miał konkretnych dowodów w ręku. Nie podejrzewał, póki nie miał podstaw ku temu.
Koledzy, rodowici Rosjanie okazywali mu szacunek. Nawet ci, którzy w wyniku jego mądrych wywiadów powędrowali do więzienia nie mieli do niego żalu.
— Jak tam się miewa „filozof“, — pytano nowo przybyłego do więzienia. — Porządny chłop, bez winy, nikogo nie oskarża, — mawiał nieraz jego były klient.
Dłuższy czas spacerował komisarz, analizując w myśli zajście. Wtem ktoś dyskretnie zapukał do drzwi.
— Proszę!
Drzwi otwarły się. Elegancka dama nieśmiało przesiliła próg.