Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/49

Ta strona została przepisana.

Nagle drzwi się otwarły i Janek wkroczył zdecydowany do pokoju.
„Lipa“ był tak zaskoczony tym zjawiskiem, że ręce, którymi przed chwilą wygrażał Anieli, opadły mu bezwładnie.
Oboje padli sobie w objęcia, nie zwracając wcale uwagi na skamieniałego „Lipę“.
— Jesteś, kochany?... Jesteś wolny, Janku?
„Lipa“ zgorszony tym widokiem, zasłonił oczy lewą ręką, prawą zaś szukał czegoś w tylnej kieszeni. Janek nie spostrzegł nawet podejrzanych ruchów „Lipy“.
— Jak widzę, nie krępujecie się już wcale moją obecnością. Ochłodzę was zaraz z ognia miłości! — krzyknął, grożąc im rewolwerem.
— Możebyś tak nie przeszkadzał? — odparł Janek cynicznie.
— Co?... Jak ty śmiesz! Jestem jej ojcem, czy nie?...
— Skąd ona ma o tym wiedzieć, — odparł z lekceważeniem Janek, tuląc do siebie mocniej przelęknioną Anielę.
„Lipa“ skakał groźnie wokoło nich, wymachując rewolwerem. Aniela wyrwała się z objęć Janka i zasłaniając go sobą, wołała:
— Ojcze, wpierw mnie zabijesz!
— Starczy ołowiu dla was obojga!
Janek siedział flegmatycznie jakby mu nic nie groziło. Uśmiechał się szyderczo i obojętnie odparł:
— Nie wrzeszcz tak głośno Zapominasz że już noc zapadła. — Bandyto!... Ty morderco!...
— Ha — ha — ha... Stara odwieczna historia; czym człowiek sam jest, tym innych tytułuje.
— Daję ci trzy minuty czasu, byś się z tąd wyniósł. Jeśli nie, to...