Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/50

Ta strona została przepisana.

— Zabijesz mnie, — ironizował Janek. — Schowaj lepiej „spluwę“. Zagalopowałeś się, brachu. Nie przyszedłeś na „stój“, abyś straszył frajera minutami.
— Nie drażnij, bo cię zastrzelę. Nigdy moim zięciem nie będziesz!...
Janek zapalił obojętnie papierosa i odparł:
— Myślę jednak, że „Klawy Janek“ i Stasiek „Lipa“ nie powinni sobą pogardzać. Obaj jesteśmy dobrze urodzeni... Czyż może być lepiej dobrana para?
— Przestań, — wtrąciła się Aniela? — Po co prowokujesz ojca?
— Ja go zastrzelę, jak psa!
— Doprawdy, umiesz strzelać?
„Lipa“ skierował na niego lufę rewolweru. Aniela stanęła między ojcem a Jankiem, krzycząc:
— Zlituj się nade mną. ojcze, nie przeżyję tego!
„Lipa“ odepchnął córkę i wrzasnął:
— Myślisz, że nie wiem o tym policjancie, które go „ochłodziłeś“. Będziesz wisiał!
To poskutkowało. Janek zerwał się i chwycił „Lipę“ za kołnierz.
— Stary „kapuś“! Jeszcze jedno słówko powiesz, to cię...
Aniela znów stanęła między nimi. „Lipa“ wycelował w kierunku głowy Janka. Ten, zręcznym ruchem wybił mu rewolwer z ręki, podniósł broń i wyjął naboje, rzucając pusty browning na biurko. Usiadł spokojnie z powrotem na krześle i patrzył pobłażliwie na miotającego się „Lipę“.
— Nigdy jeszcze nie miałem krwi na sumieniu i nie chcę jej mieć, — wycedził przez zęby. — Czuję wstręt do „mokrej“ roboty. Bezpodstawnie mnie oskarżasz.