Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/51

Ta strona została przepisana.

— Mówiłam ci ojcze, ze to nie on zamordował tego policjanta, — zawołała Aniela uradowana.
— Co za różnica, którego, — uśmiechnął się „Lipa.
— Słuchaj, stary, uspokój się, — zawołał już poważnie Janek. — Czy chcesz krzykiem sprowadzić tu ludzi? Myślę, że tobie nie będzie bardzo przyjemnie, kiedy „hinty“ się dowiedzą, że jesteś Stasiek „Lip“.
— Cicho! — zawołał „Lipa“.
— Po co policja ma wiedzieć, że mieszkasz w Warszawie na „lewe“ nazwisko, — uśmiechnął się Janek. — Jesteś niemniej znany, niż ja.
„Lipa“ poprawił się na krześle, ciężko oddychając. Ocierał pot z czoła, patrząc na córkę, Aniela poczuła litość i zbliżyła się do ojca.
— Tato, uspokój się.
Janek podniósł się i podszedł do „Lipy“.
— Słuchaj, Stasiek, czy mogę z tobą pomówić bez krzyku i hałasu, jak swój ze swoim, a nie jak przyszły zięć z teściem?...
— Nie mamy nic do gadania na ten temat, — uspokoił się „Lipa“.
— A jednak muszę z tobą pomówić. W Warszawie nie mogę dłużej pozostać. „Tajniaki“ depczą mi po piętach.
— Uciekłeś z więzienia? Gdzie spędziłeś te kilka dni? — zawołała podejrzliwie Aniela.
— Na razie jeszcze nie byłem aresztowany.
— Ojciec mówił, że siedzisz.
— Ojcu wszystko wolno, nawet i kłamać, — odparł Janek filozoficznie.
„Lipa“ wpatrywał się dłuższy czas w jeden punkt sufitu, po czym złamanym głosem wyszeptał:
— Jestem jej ojcem, serce mnie boli...
Złapał się prawą ręką za serce, spuszczając oczy, w których zabłysły łzy.