Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/54

Ta strona została przepisana.

albo pradziadek był oficjalnym złodziejem, bo nieoficjalnych jest bardzo dużo.
— No, a twoja córka?... Czy nie jest wzorem uczciwości?
„Lipa“ uśmiechnął się ironicznie.
— Czy nie zakochała się w tobie, złodzieju?...
Janek posmutniał. Musiał w duchu przyznać „Lipie“ rację. Szukał słów na usprawiedliwienie i odparł:
— Może i masz rację. Przekonany jestem, że gdyby mnie nie prześladowano, wziąłbym się za uczciwą pracę.
— Bujać to my, a nie nas, — uśmiechnął się „Lipa“. — Któżby się bawił po kabaretach? Kto piłby szampana, nosił eleganckie futra, jedwabną bieliznę i brylantowe pierścienie, gdyby podobni tobie chcieli pracować uczciwie?...
— Częściej cierpiałem głód i nędzę, niż opływałem w bogactwie. Nie warto być złodziejem.
— Masz rację. Prawda, Janku, że więcej nie będziesz? — zaglądała mu badawczo w oczy Aniela.
— Nabroił już i tak dosyć, wystarczy. Dwadzieścia lat więzienia małoby było na uregulowanie długów, jakie zaciągnął wobec sprawiedliwości. Za późno panie Janku, — rzekł z szyderstwem „Lipa“.
— Lepiej później, niż nigdy. Zresztą urządzę się tak, jak ty: będę mieszkał „na lipę“, — odciął się Janek.
— Możesz sobie mieszkać, na jakie nazwisko chcesz, ale bez mojej córki.
— Po co ta gadanina — zawołał stanowczym głosem Janek. — co począć, gdy się kochamy.
— Nie, Janku, ty nie kochasz Anieli...
Janek zaprzeczył ruchem głowy. „Lipa“ skinął ręką, aby milczał i ciągnął dalej:
— Gdybyś Anielę kochał na prawdę, uciekłbyś