Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/57

Ta strona została przepisana.

cych, — twarze o wiele sympatyczniejsze od oglądanych w ostatnich latach.
Widzi przed sobą jak na dłoni ojca i matkę, — ludzi z których Bóg i ludzie są zadowoleni: widział siebie jako małego pędraka w szkole, potem w gimnazjum, gdzie był wzorowym uczniem. Minione szczęśliwe i wesołe dni młodości. A teraz...
Podniósł głowę, wytężając wzrok, jakby chciał lepiej przyjrzeć się zapomnianym i miłym twarzom. Wszystko uciekło jednak, wstydząc się zapewne zajrzeć mu w oczy.
— Za nisko upadłeś, — słyszy głos oskarżycielski, pełen wyrzutu.
Serce rwie się ze wstydu. Przeciera oczy, jakby przebudzony z letargu. Spojrzenie jego krzyżuje się z przenikliwym wzrokiem Anieli.
— Co się z tobą dzieje? Chciałeś mi przecież coś wyznać... Powiedz, wyznaj wszystko, co ci leży na sumieniu. Prawda, Janku, że nie zamordowałeś tego policjanta?
Janek zrobił krok, jakby chciał wybiec z pokoju. Aniela chwyciła go za rękę.
— Mów! — utkwiła w nim podejrzliwy wzrok.
— Czego chcesz ode mnie? Dlaczego mnie męczysz? — zwrócił się do niej z wyrzutem. — Policjanta nie zamordowałem!
— Ani jednego człowieka, — uśmiechnął się „Lipa“.
Janek milczał.
Aniela zerwała się z miejsca, chwytając go za ramię.
— Czemu milczysz? — krzyknęła z rozpaczą. W oczach jej zabłysły ogniki obłędu.
— Co tu dużo gadać. On milczy, więc ja ci powiem. Janek jest zawodowym złodziejem — królem kasiarzy. Najgorsze jest to, że policja poszukuje go