Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/63

Ta strona została przepisana.

regoby fala ludzka nie dosięgła. Przechodnie, steroryzowani tłokiem naturalnym i sztucznym, wysypują się na jezdnię.
Domy po obu stronach ulicy obwieszone są i oblepione reklamami różnego rodzaju. Każda cegła domu reklamuje swoją zawartość. Nawet okna i drzwi nie są pozbawione krzykliwych reklam i zwracają uwagę przechodnia.
Na parterach domów — sklepy, na piętrach olbrzymie magazyny, naładowane towarem pod sam dach. W podwórkach również sklepy. Piwnice służą tu za dodatkowe składownice.
Nie brak też fabryk, warsztatów, kantorów, restauracyj i hoteli. Nie zapomniano też o domach modlitwy, miejscach ukojenia dla zbolałych dusz, gdzie można znaleźć pociechę Jehowy.
Wśród tej ciżby ludzkiej grasują różne typy świata przestępczego. Wiedzą z doświadczenia, że gdzie nie brak pieniędzy i rzeczy wartościowych, tam i oni mogą się obłowić. Wiedzą z praktyki, że tylko w tłoku mogą działać bezkarnie. Przyjezdnych, których dziś okradną, jutro tu nie będzie, a na ich miejsce przybędą inne frajery.
Małe złodziejaszki, tak zwane „koniki“, potokrze“ i „doliniarze“ czują się tutaj, jak ryby w wodzie. Prowincjonalny frajer jakby sam wskazywał kieszeń, gdzie ma ukryte pieniądze, jakby sam zwabiał tę zgraję, macając się co chwila po schowku. Prowincjał jest wygodniejszym obiektem zainteresowania dla złodziejów niż warszawskie „cwaniaki“, które już znają dobrze tricki złodziejskie.
Całe bandy operują., tu na różne sposoby. Każda „branża“ według swojego najnowszego systemu. Starają się wypróbować wynalazki na najmniej uświadomionych frajerach z prowincji.
Nie brak tu i policji. Niepostrzeżenie obserwują