Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/68

Ta strona została przepisana.

Dłuższą chwilę kroczyli jeden obok drugiego, każdy zajęty myślami. Wołkow był dumny, że komisarz Żarski pyta o jego zdanie.
— Powiedz no, Wołkow, — zwolnił kroku komisarz, — kto twoim zdaniem, mógł zamordować stójkowego?
Wołkow uśmiechnął się i odparł prędko:
— Uważam, że zatrzymany złodziej zastrzelił go.
— Prawdopodobnie, — odparł komisarz w zamyśleniu. — Więc twoim zdaniem, złodziej zabrał karabin. Czy tak?
— Naturalnie, że tak.
— Więc po co strzelał z damskiego rewolweru, mając do dyspozycji karabin?
— Złodziejski trick, panie komisarzu.
— O, nie, to wszystko pachnie zagadką.
— Najlepszym dowodem, że tak jest, — ciągnął dalej Wołkow zdecydowanym głosem, — że policjant został zastrzelony z rewolweru, pochodzącego z kasy hrabiny.
— Wszystkie te dowody dają mi jednak dużo do myślenia.
— Pan komisarz lubi zawsze wszystko dokładnie przemyśleć, — pochlebił Wołkow, — złodzieje nie darmo nazywają pana filozofem.
— Co za filozof ze mnie, — roześmiał się komisarz, — skoro do dziś dnia nie mam całej bandy pod kluczem. Jak uważasz, Wołkow, czy policjanci porozstawiani na rogach ulic, blisko zaułka, gdzie dokonany został mord, słyszeli strzały?
— Zapewne.
— Dlaczego nikt o tym nie zameldował?
— Myślę, że żaden nie chciał być wmieszany w te całą aferę. Jeżeli nawet który słyszał strzały, to też przemilczał całą historię.
— Masz rację. Ja także tak myślałem.