Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/70

Ta strona została przepisana.

Nie brakło między aresztowanymi asów świata podziemnego Warszawy. Panowie i panie ubrane elegancko, ale nie krzykliwie. Brylantowe kolczyki i pierścienie błyskały kokieteryjnie w przyćmionym pokoju. Złote zegarki i drogie papierośnice coraz to migały w elegancko utrzymanych palcach. Palili papierosy dla spędzenia czasu i półszeptem rozmawiali ze sobą.
Stali stłoczeni jeden przy drugim i wesoło dowcipkowali z damulkami. Zawierali nowe znajomości. Wypytywali się o znajomych i przeklinali na swój sposób cały porządek społeczny, który wymyślił więzienia i policję.
Drzwi otworzyły się szeroko. Komisarz Żarski w otoczeniu podwładnych przestąpił energicznie próg, lustrując z góry całe zbiorowisko. Eleganci kłaniali się z pobłażliwym uśmiechem. Komisarz jakby z czegoś niezadowolony, mruknął coś pod nosem i chciał zawrócić, gdy jeden z aresztowanych, wyrzucił:
— Panie komisarzu, co to ma znaczyć?
Komisarz zmierzył go od góry do dołu, przyglądając mu się z uwagą.
— Kogo ja tu widzę?... Doprawdy jesteście tu gościem u nas. Wróciliście jednak do kraju?
— Zatęskniłem za swoją ojczyzną, — odparł zagadnięty, szczerząc przy tym gębę pełną platynowych zębów.
— Jak tam udały się gościnne występy zagranicą, — uśmiechnął się komisarz. — Jak się domyślam, macie zamiar teraz u nas próbować szczęścia, co?
— Na razie odpoczywam, — odparł cynicznie. — Nie rozumiem, dlaczego mnie dzisiaj aresztowano.
— Dlatego, żebyś dłużej odpoczywał, — roześmiał się komisarz. — W każdym bądź razie przydasz sie nam. Już oddawna nie widzieliśmy twojej miłej