Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/75

Ta strona została przepisana.

mo woli, myślał dalej o tej dziewczynie, a jej smutna twarz ciągle ukazywała mu się w wyobraźni.
Rozpoczął wędrówkę po pokoju. Widział ją teraz tak wyraźnie, że w pewnej chwili rozejrzał się dokoła. Wydawało mu się, że jest ona tak blisko, że czuje miły zapach jej pięknych sfalowanych złotych włosów. Czuł że traci zmysły.
— Kto to jest? — myślał uparcie. — Każde jej poruszenie tchnęło tajemnicą. Tylko jednego był pewien, że nie należy ona do rzędu podejrzanych osób. Przeciwnie, wyglądała w jego oczach tak anielsko, że dziwił się wprost, jak policjanci mogli ją zatrzymać.
— A może jestem zakochany, — uśmiechnął się gorzko. — Ty, stary idioto, — strofował siebie, — jeszcze tego zachciewa ci się na starość?...
Żałował już w duchu. że pośpieszył się z jej zwolnieniem. Nie pamiętał nawet jej nazwiska. Był zły na siebie, że nie wypytał ją o szczegóły jej życia, do czego miał zupełne prawo. A może, — zabłysła mu niewyraźna myśl, — ta dziewczyna z niewinną twarzyczką była tylko wyrafinowaną kokotą, która doskonale zna sztukę udawania?
— Nie! Nigdy! — usprawiedliwiał ją przed sobą. — Intuicja mnie nigdy jeszcze nie zawiodła.
Uczepił się myśli, że tak uczciwy człowiek, jak Aniela, nigdy jeszcze nie przekroczył progu jego gabinetu. Przekonywał siebie, że dziewczyna ta była chodzącą cnotą.
Filozoficzne, na wpół logiczne rozmyślania komisarza przerwało dyskretne pukanie do drzwi. Zły, że mu przeszkodzono w tym momencie, a zarazem zadowolony, że zapomni na chwilę o obiekcie rozmyślań, zawołał:
— Proszę.