Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/81

Ta strona została przepisana.

sperity; wzrastały szeregi kombinatorów alfonsów i innych wyrzutków społeczeństwa. Wołkow odrazu wyróżnił się jako zdolny detektyw. Czuwał dniem i nocą. węszył, zawierał „znajomości“; zaglądał do trzeciorzędnych restauracyj, hotelików, kawiarenek, herbaciarni i melin. Dbał zawsze o dobry wynik poszukiwań, przede wszystkim dbał o własną kieszeń, a później — o interes władz.
Zadowolony, że nadarza mu się okazja do działania na własna rękę, ukłonił się z respektem i opuścił gabinet naczelnika.

ROZDZIAŁ VIII.

Szary, zimowy poranek. Chłopskie wozy i platformy wielkomiejskie, przeładowane towarami wlokły się ospale po moście Kierbedzia z Pragi do Warszawy.
Wielkie miasto budzi się do codziennej pracy i walki o byt. Tramwaje, taksówki i dorożki mijały się w pośpiechu, jakby chodziło o wygranie zakładu, kto pierwszy zdąży na miejsce przeznaczenia.
Człowiek ubrany w łachmany snuje się tam i z powrotem przy barierze mostu. Staje co chwila, spoglądając na Wisłę, która uparcie tkwiła jeszcze w swych zimowych leżach. Szuka, widać, wygodnego miejsca, gdzie najlepiej będzie mógł urzeczywistnić po stanowienie, by położyć kres niecnej wędrówce na ziemi.
Stójkowy zdążył go już zaobserwować. Zrozumiał, że ma do czynienia z desperatem.
— Czego tam zaglądacie. — zagadnął go. — Marsz stąd! Radzę wybrać lepszy sposób od skoku do Wisły. Woda za zimna jeszcze, — roześmiał się dobrodusznie.
Człowiek spojrzał nawpół przytomnie, zawrócił,