Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/82

Ta strona została przepisana.

nie odpowiadając słowem. Począł się prędko oddalać, co bardziej wzmocniło podejrzenie policjanta. Chciał już krzyknąć „stój“, kiedy nieznajomy wskoczył do przejeżdżającego tramwaju i znikł.
Na Krakowskim Przedmieściu przesiadł się do innego tramwaju. Na rogu Gęsiej i Smoczej wysiadł i pospiesznie wszedł do podwórka jednego z odrapanych domów.
Zatrzymał na chwilę wzrok na długiej, wąskiej posesji. Wszystko wyglądało tu jak zamarłe. Nie słychać było najmniejszego szmeru. Tylko firanki w oknach świadczyły o tym. że oficyny są zamieszkiwane przez ludzi. Po schodach dostał się na ciemny korytarz, obsadzony z obu stron wąskimi drzwiami pokojów pojedynczych. Nagle natknął się na rosłego osobnika, który zaświecił mu latarką elektryczną w oczy.
— Kto?
— Ja.
— Co za ja? Kogo szukasz, — zawołał podejrzliwym głosem, zastępując mu drogę.
— Szukam tego, który jest mi potrzebny, — odparł człowiek pewny siebie, odpychając przeszkodę.
— Stój! — zawołał tamten ostrzegawczo. — Kim jesteś?
Człowiek wyrzucił jedno tylko słówko.
— „Rozpruwacz“.
Osobnik odskoczył momentalnie na bok i, przyświecając lampką, poprowadził przybyłego z respektem na czwarte piętro, pod strych.
Tutaj uderzył porozumiewawczo kilkakrotnie w drzwi, które natychmiast otworzyły się. Człowiek przekroczył próg i wyrzekł to samo hasło.
— „Rozpruwacz“.
— „Radab“, — padła odpowiedź.
Mały pokoik był wypchany ludźmi. Ciemno tu było, choć na ulicy już świtało. Naftowa lampka rzu-