Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/96

Ta strona została przepisana.

Wyrzucał sobie nieraz, dlaczego ją szpieguje kiedy nie ma żadnych poszlak w ręku. Myśl, że owe po całunki pochodziły ze słodkich ust jego Marusi, doprowadzała go do szaleństwa. Robak zazdrości toczył go tym silniej, gdy dowiedział się od służącej, że to nie ona była wtedy w ogrodzie.
Nie przeznaczone mu było zbyt długo się łudzić. Pewnego dnia ujrzał to, czego się obawiał. Został uderzony, jak obuchem w głowę.
Zdarzyło się pewnego razu, kiedy po obiedzie szedł do fabryki, by pracować, jak zwykle, do późnej nocy, że poczuł się nagle niedobrze i zawrócił do domu.
W drzwiach natknął się na biegnącą służącą, która udawała, że go nie widzi i pędziła do dalszych pokojów.
Krew uderzyła mu do głowy. Zrozumiał, że coś jest nie w porządku. Popędził za służącą i zatrzymał się przy drzwiach wiodących do pokoju żony, które zatrzasnęły się przed jego nosem. Począł się gwałtownie dobijać.
Dopiero po dłuższej chwili żona otworzyła mu drzwi ze słodkim uśmieszkiem na ustach i zagadnęła zdziwiona:
— Skąd się tu wziąłeś mój drogi?... Myślałam, że jesteś w fabryce...
— Kto tu u ciebie? — krzyknął zirytowany.
— Co to ma znaczyć? — odparła niewinnie. — Nie poznaję cię wcale.
— Zaraz mnie poznasz, — odparł i brutalnie odsunąwszy żonę, wpadł jak bomba do sypialnego pokoju. Oczy jego natknęły się na otwarte okno, na parapecie stały w nieładzie rozsunięte wazony.
— Kto wyskoczył oknem. — zawołał.
— Nikt, — wykrztusiła i wybuchła spazmatycznym płaczem.