Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/106

Ta strona została przepisana.

potrząsano na to głową. Wszelki nowy Wynalazek ma to do siebie, iż wszystkich źle względem siebie usposabia; najmniejszy fałszywy krok kompromituje. Bankier Jauge z Paryża, jedna z handlowych wyroczni normandzkiego archipelagu, pytany o zdanie co do przedsiębiorstwa statków parowych, odrzekł, jak utrzymują, odwróciwszy się tyłem: to jest sposób do przerobienia pieniędzy na dym. Za to przedsiębiorcom statków żaglowych nie brakło nigdy na wspólnikach. Kapitał uporczywie trzymał stronę żagla przeciw parowemu kotłowi. W Guernesey Duranda była faktem, ale para nie była zasadą. Taka jest zaciętość negacji wobec postępu. Mówiono o Lethierrym: „Dobre to, ale drugi raz nie uda się”. Przykład jego odstraszał, zamiast zachęcać. Nikt by nie zdobył się na drugą Durandę.

VI.
Na co zdało się rozbitkom spotkanie ze sloopem.

Porównanie dnia z nocą wcześnie się oznajmia na kanale Manche. Wąskie to jest morze i ciasno na nim wichrom, więc się gniewają. Począwszy od lutego, wieje tam wiatr zachodni, miotający falami we wszystkich kierunkach. Żegluga poczyna być niepewną, a ludność nadbrzeżna spogląda na sygnałowe maszty i mocno się zajmuje statkami, mogącemi być w niebezpieczeństwie. Morze staje się zasadzką; niewidzialna trąba bojowa otrąbią niewiadomo jaką wojnę; wielkie wybuchy szalonego oddechu wstrząsają widnokrąg; straszliwy wieje wicher. W ciemnościach coś dmie i świszczy. W głębi chmur czarne oblicze burzy wydyma policzki.