ku Cornet witano strzałem działowym wschód słońca. Czekano tego statku, bo na nim miał przybyć do Saint-Sampson nowy pastor. Wkrótce po przybiciu statku do brzegu, rozeszła się pogłoska, że spotkał w nocy na morzu łódź z rozbitkami.
Tej samej nocy, gdy wiatr zwolniał, Gilliatt popłynął łowić ryby, nie oddalając się jednak zbyt od brzegów.
Powracał około drugiej godziny popołudniu w czasie przypływu morza, przy najpiękniejszem słońcu. Płynąc koło Wolego-Rogu ku małej zatoce, będącej tuż koło jego domu, spostrzegł, że jak gdyby na krzesło Gild-Holm-Ur padał cień jakiś niebędący cieniem od skały. Skierował krypę ku tej stronie i przekonał się, że na krześle siedzi jakiś człowiek. Morze podniosło się już bardzo wysoko i woda otaczała skałę, tak że odwrót siedzącego był niepodobieństwem. Gilliatt począł mu dawać znaki, ale siedzący był nieruchomy. Gilliatt podpłynął bliżej, — człowiek spał.
Czarno był ubrany — to coś jakby duchowny— pomyślał Gilliatt; przybliżył się jeszcze więcej i ujrzał twarz młodzieńczą.
Twarz ta nie była mu znaną.
Na szczęście skała była prostopadła — Gilliatt podsunął się z krypą pod samą ścianę. Przypływ tak podniósł jego statek, że Gilliatt wyprostowawszy się na pokładzie, mógł dosięgnąć nóg śpiącego. Wlazł na krawędź statku i podniósł w górę ręce. Gdyby upadł