Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/116

Ta strona została przepisana.

unikając potknięcia się o liny i kotwice, I nie jeden mógł sobie rozedrzeć skórzaną kapotę o reje i drągi masztów. Między odpływem i przypływem morza woźnice zacinali biczem konie na tym samym piasku, gdzie w sześć godzin później wiatr smagał fale morskie. Na tem samem wybrzeżu wałęsało się ongi dwudziestu czterech brytanów, stróżów St. Mało. W r. 1770 stróże te zjadły oficera marynarki i za ten zbytek gorliwości zniesiono ich instytucję. Dziś nie słyszysz już nocnego szczekania, między małym, a wielkim Talard’em.
Jmćpan Clubin stawał w Oberży Jana. Tam był kantor francuski Durandy.
Celnicy i nadbrzeżni strażnicy przychodzili posilać się w Oberży Jana i mieli swój stół osobny. Celnicy z Binic, z pożytkiem dla służby spotykali się tu z celnikami St. Malo.
Sternicy także tu przychodzili, ale jedli przy innym stole.
Jmćpan Clubin siadał to przy jednym, to przy drugim stole, chętniej jednak z celnikami, niż ze sternikami. Dla tych i dla tamtych był pożądanym współbiesiadnikiem.
Do stołu podawano dobre potrawy i napoje miejscowe, które zaprawiano na sposób zagranicznych, dla marynarzy odwykłych od krajowych trunków. Wybredny majtek z Bilbao, znalazłby tu hiszpańską heladę (zamrożony likier). Były także piwa równie mocne jak w Greenwich, a brunatne jak w Antwerpji.
Kapitanowie odbywający dalekie podróże i armatorowie, zasiadali niekiedy za stołem sterników. Toczyły się gawędki, rozpytywano o nowiny: — Jakże z cukrem? — Słodyczy tej mało kupują, zato mączka popłaca; przywieziono trzysta worów z Bombay i pięćset fas z Sagua.