Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/135

Ta strona została przepisana.

kościoła Torteval, wieży okrągłej i spiczastej, podobnej do czapki czarodzieja.
Dlaczego dzieci wracały tak późno? Rzecz bardzo prosta. Poszły polować na gniazda makreli na urwisku Pois d’Aval. Pora roku była łagodna i zalecanki ptasząt wcześnie się zaczęły. Dzieci, przypatrując się krążeniom samców i samic około gniazdek, zapomniały o godzinie. Przypływ morza otoczył je, nie mogły na czas zdążyć do zatoczki, gdzie przyczepiły swą łódkę i musiały czekać na cyplu urwiska Pois, dopóki morze nie ustąpi. Dlatego wracały tak późno w nocy. Na te powroty, z gorączkowym niepokojem oczękują matki, i gdy wreszcie zniknie obawa, radość swoją wyrażają gniewem — a uspokojenie trwogi, szturchańcami. Dzieci te spieszyły dość niespokojnie. Ale spieszyły się, niespiesząc, z pewnem ociąganiem się, jakby miały ochotę nie wracać. Przeczuwały snąć, że nie same pocałunki, ale i coś gorszego je czeka.
Jedno tylko z tych dzieci niczego się nie lękało. Był to sierota, Francuz rodem, dziecię nieznanych rodziców; w owej chwili dość było zadowolone, że nie miało matki. Nikt się o nie nie troszczył, więc też nie było komu gc wybić. Dwaj inni chłopcy byli Guerneseyczycy, z parafji Torteval.
Wdrapawszy się na szczyt skały, trzej wydzieracze gniazd weszli na płaszczyznę, na której stał dom nawiedzony.
Zaraz poczuli przestrach, przestrach niezbędny w każdym przechodniu, zwłaszcza w dzieciach, o tak późnej godzinie i w tak odludnem miejscu.
I mieli ochotę uciekać co tchu starczy, i współcześnie brała ich chętka zatrzymać się i spojrzeć.
Zatrzymali się.
Spojrzeli na dom.