Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/136

Ta strona została przepisana.

Dom był czarny i straszny.
Pośród pustej płaszczyzny sterczała bryła czarna, symetryczna, ohydna, kwadratowa masa o kątach prostych, podobna do olbrzymiego ołtarza ciemności.
Pierwszą myślą dzieci było uciekać; drugą, zbliżyć się. Nigdy jeszcze nie widziały tego domu o tak późnej godzinie — a jest w człowieku chętka spróbować, co to jest strach. Chłopcy mieli ze sobą małego Francuza i to ich ośmieliło zbliżyć się do domu.
Wiadomu, że Francuzi w nic nie wierzą.
Zresztą w kilkoro raźniej jest spotkać się z niebezpieczeństwem, a bać się we troje, dodaje odwagi.
Przytem chłopcy byli myśliwcami, dziećmi — we trzech razem nie mieli lat trzydziestu; lubili szukać, szperać, dochodzić rzeczy ukrytych; i dlaczegóż mieliby się cofać? Zaglądają w jednę szczelinę, czemużby nie zajrzeć w drugą? Kto idzie na polowanie, nie może przewidzieć, jak daleko pociągnie go namiętność; kto wyjdzie na poszukiwania, nieraz staje się pastwą własnej ciekawości. Chłopcy tyle się napatrzyli gniazd ptasich, że zdjęła ich ochota zajrzeć w gniazdo strachów. Poszperać trochę w piekle — i owszem!
Od zwierzyny do zwierzyny, nabiera się w końcu ochoty polować na djabła. Zaczyna się od wróbli a kończy się na chochlikach. I dzieciak chce wiedzieć, co ma sądzić o widmach, któremi straszyli go starsi. I pragnie poznać więcej cudownych historji o strachach, niż ich opowiadają stare piastunki.
Takie myśli snuły się bezładnie w głowach guerneseyskich wydzieraczy gniazd, i wkońcu dodały im otuchy. Chłopcy śmielej poszli ku domowi.
Zresztą na małym Francuziku, który pokrzepiał ich odwagę, można było coś polegać. Rezolutny to był chłopczyna, terminator u cieśli okrętowego, dzie-