Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/150

Ta strona została przepisana.

W r. 1819 wydobyto z tej studni czternastoletnie dziecko.
Zęby nie narazić się na niebezpieczeństwo w tym domu, trzeba było należeć do cechu. Profanów źle tam widziano.
Czy te istoty znały się z sobą? Nie, ale się węszyły.
Kobieta, pani tego domu, młoda, dość przystojna, ustrojona w czepek ze wstążkami, czasami umyta wodą ze studni, miała jedną nogę drewnianą.
Skoro świt, wypróżniało się podwórko; zwykli goście rozpierzchali się w różne strony.
Na podwórku były kogut i kury, które codziennie grzebały w barłogu. Wpoprzek podwórka leżała belka na słupach, w kształcie szubienicy, która nie byłaby zbyt niestosowną w tem miejscu. Często na zajutrz po dżdżystych wieczorach, widziano suszącą się na tej belce suknię jedwabną wilgotną, która była własnością kobiety z drewnianą nogą.
Ponad szopą, było pierwsze piętro, równie jak szopa okalające całe podwórko, a nad piętrem był strych. Zgniłe drewniane schody prowadziły na piętro przez dziurę w pułapie szopy. Po tej chwiejniej drabinie sztykutała na górę kobieta z drewnianą nogą.
Lokatorowie czasowi, tygodniowi lub jednonocni, mieszkali na podwórku; lokatorowie stali mieli mieszkanie w domu.
W domu tym były okna bez szyb, futryny bez drzwi, kominy bez ogniska. Z jednego do drugiego przechodziłeś przez długą prostokątną dziurę, która niegdyś była drzwiami, lub przez trójkątny otwór w belkowaniu ścian zrobiony. Opadły tynk pokrywał podłogi. Nie można było wiedzieć jakim sposobem dom ten utrzymywał się na fundamentach. Lada wiatr go poruszał. Na górę wchodziło się z wielką biedą po