Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/163

Ta strona została przepisana.

— Mości Clubin, czy wiecie z czego was poznałem? Z tego, że wyście mię poznali. Zaraz sobie pomyślałem: tylko Clubin ma taką pamięć.
I postąpił krok ku niemu.
— Wróćcie się na dawne miejsce, Rantaine.
Rantaine cofnął się, mrucząc do siebie:
— Człek głupieje wobec tej piekielnej machinki.
Imci pan Clubin tak mówił dalej:
— Rozważmy położenie. Po prawej stronie od St. Enogat, stąd o trzysta kroków, mamy drugiego strażnika, numer sześćset ośmnasty, strażnik ten żyje; a po lewej stronie od St. Lunaire, mamy wartę celników. To znaczy, że siedmiu ludzi zbrojnych może tu przyjść za pięć minut. Skała będzie otoczoną, wąwóz obsadzą. Niepodobieństwo uciekać. A przytem zważcie, że trup leży u stóp skały.
Rantaine spojrzał z ukosa na rewolwer.
— Tak, tak, dobrzeście powiedzieli mości Rantaine: piękne to cacko może nabite jest tylko prochem. Ale cóż to stanowi? Dość strzelić w powietrze, by zbiegli się tu ludzie zbrojni. A mogę sześć razy wystrzelić.
Odgłos uderzeń wioseł stawał się coraz wyraźniejszym. Łódź była już niedaleko.
Ogromny mężczyzna z potężnemi barkami dziwnie spojrzał na małego człowieka. Imci pan Clubin mówił coraz spokojniej i coraz łagodniej.
— Rantaine, ludzie łódki, która przybija do brzegu, wiedząc, coście przed chwilą zrobili, pewnie pomogliby do aresztowania was. Zapłaciliście kapitanowi Zuela dziesięć tysięcy franków za przewóz. Mimochodem mówiąc, zrobilibyście daleko lepszy interes z kontrabandzistami z Plainmont; ale oni powieźliby tylko do Anglji, a zresztą nie możecie się narażać na wylądowanie Guernesey, sgdzie mieszkańcy mają za-