Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/169

Ta strona została przepisana.

— Kiedyż to? — Dziś wieczór.
— Dokąd? — Do djabła.
— Niewątpliwie; ale przecież, w które miejsce?
— Do Arequipa.
— Nic o tem nie wiedziałem, rzekł Clubin.
I dodał:
— Pójdę spać.
I zapali swoją świecę, poszedł ku drzwiom i powrócił.
— Czy byłeś pan w Arequipa, kapitanie Gertrais?
— Byłem. Przed dwoma laty.
— Gdzież się zatrzymuje po drodze?
— Potroszę wszędy; ale Tamaulipas nigdzie się nie zatrzyma.
P. Gertrais-Gaboureau wytrząsnął popiół fajki na talerz i tak mówił dalej:
— Znasz pan dwumasztowy statek Koń Trojański piękny trzymasztowy Trentemouzin, które odpłynęły do Cardiff. Nie radziłem im odjeżdżać z powodu złej pogody. I cóż? wróciły w ślicznym stanie. Dwumasztowy, który w ładowano terpentyną, napił się wody; musiano pompować, i wraz z wodą wypompowano wszystką terpentynę. Co do trzymasztowego, szczególniej ucierpiał na otwartem morzu, przód okrętu, lewy bok, pływaki kotwic i łańcuchy — wszystko to potrzaskało się. Liny od wierzchu masztu porwane, żelaza przedniego masztu połamane, i rzecz dziwna, sam maszt nie złamał się wprawdzie, ale jest zupełnie obdarty. W tułowiu okrętu masz dziurę przynajmniej na trzy stopy kwadratowe. Widzi pan, jak to źle nie — chać rad ludzi doświadczonych.