starych majtków utrzymywało, iż często widywali go zdaleka, siedzącego i czytającego książkę. To też okoliczni marynarze wielokrotnie przyklękali przed skałą Ortach, aż do dnia w którym baśń rozwiała się, ustąpiwszy miejsca prawdzie. Przekonano się, i dziś już powszechnie wiadomo, iż mieszkańcem skały Ortach jest nie święty, ale djabeł nazwiskiem Jochmus, tak złośliwy, iż przez wiele wieków udawał świętego. By sobie radzić z djabłem, trzeba się dobrze znać na szatanach.
Dom w którym mieszkał Gilliatt, był dawniej „nawiedzonym,“ ale już nim być przestał. Został tylko podejrzanym. Wszystkim wiadomo, że gdy czarownik osiądzie w domu „nawiedzonym” djabeł poczytuje pomieszkanie za dostatecznie zaopatrzone i robi czarownikowi tę grzeczność, iż więcej tam nie zagląda, chyba wezwany jako lekarz.
Dom ten nazywano Pustkowiem. Leżał on na końcu długiego cypla, lub raczej skały, tworzącej małą osobną przystań w zatoce Houmet Paradis. Woda tam głęboka. Dom pomieniony stał samotny, prawie za obrębem wyspy; tuż koło niego było nieco gruntu, właśnie ile potrzeba na mały ogródek. Znaczniejszy przypływ morza zalewał ten ogród. Między portem Saint-Sampson i przystanią Houmet Paradis, wznosi się wzgórze, a na niem gruzy wież, obwinięte bluszczem i nazywane zamkiem Valle, albo Archanioła — zasłania to widok od Sąint-Sampson na dom Gilliatta.
Nic nie masz w Guernesey pospolitszego nad czarowników. Zajmują się oni swoją profesją w niektórych parafiach i wiek dziewiętnasty nic tem u zaradzić nie może. Czyny ich są prawdziwie kryminalne. Wysmażają złoto; zbierają zioła o północy; rzucają urok na bydło. Gdy się zasięga ich rady, każą sobie
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/19
Ta strona została przepisana.