Wszyscy się obejrzeli.
To kapitan mówił do sternika.
Clubin nikomu nie mówił: ty. Jeśli się tak odezwał do sternika, to musiał się bardzo gniewać, albo też pragnął okazać, że się gniewa.
Trafny wybuch gniewu zwalnia od odpowiedzialności, a czasem zwala ją na kogo innego.
Stojąc na wzniesieniu, z którego wydają się rozkazy, między dwoma bębnami kołowemi, kapitan ostro patrzał na sternika, powtarzając przez zęby: Pijak! — Poczciwy Tangrouille zwiesił głowę.
Mgła rozpostarła się szeroko; zajmowała już prawie połowę widnokręgu. Posuwała się odrazu we wszystkich kierunkach. Mgła w tem podobna do kropli oliwy, że jak i ona rozszerza się nieznacznie; wiatr pędził ją powoli i bez szmeru i zwolna zaległa ocean. Szła od pólnoco-zachodu prosto ku przodowi statku. Wyglądała jak ogromna opoka, ruchoma i nieokreślona: zarysowywała się na morzu jak ściana. Wyraźnie było widać jeden punkt, w którym niezmierna masa wody wchodziła pod mgłę i zlewała się z nią.
Jeszcze było z pół mili do tego punktu od statku. Gdyby się wiatr odmienił, to możnaby było tej mgły uniknąć, ale chybaby się odmienił natychmiast. Pół-milowa odległość malała w ochach: Duranda szła naprzód, mgła także. Jedna szła ku drugiej.
Clubin kazał powiększyć parę i zwrócić ku wschodowi.
Tym sposobem stadek przez niejaki czas płynął