Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/212

Ta strona została przepisana.

postawę, pieniąc się w głębi; uśmiechem osłaniać zgrzytanie zębów. Cnota go dławiła. Całe życie prze pędził, pragnąc ugryźć rękę, na ustach mu leżącą.
Chciał gryźć, a musiał całować.
Kłamać, to cierpieć. Obłudnik musi zostać wyznawcą zdwojonej cierpliwości; oblicza tryumf, a znosi męki. W szatach surowej uczciwości ciągle rozmyślać nad zadaniem ciosu, być wewnątrz niegodziwcem i używać najlepszej sławy, ciągle udawać, nigdy nie być sobą samym, oszukiwać — to nuży. Ze wszystkiego brudu, rozcieranego we własnym mózgu wytwarzać niewinność duszy, chcieć poźreć tych, którzy cię poważają; być powściągliwym, powstrzymywać się, tłumić, mieć się ciągle na baczności, czuwać nad sobą bezustannie, nadawać zacną zewnętrzość ukrytej w sobie zbrodni, ujawniać swoją potworność w pięknych kształtach, z własnej niegodziwości wytwarzać doskonałość, łechtać sztyletem, słodzić truciznę, czuwać nad przyzwoitością swych ruchów i dźwiękiem swego głosu, nie mieć własnego spojrzenia — nadto nic nie masz trudniejszego, ani boleśniejszego. Wstręt do obłudy powstaje tajemniczo w samym obłudniku. Pić wiecznie własne szalbierstwo — to sprawia odrazę. Słodycz, jaką chytrość nadaje zbrodni, wstrętną jest zbrodniarzowi, zmuszonemu mieć ciągle w ustach tę mieszaninę, — bywają chwile gwałtownego wzburzenia, w których obłudnik gotów jest wyżegnąć myśl swoją. Połykać znów tę ślinę — to obrzydliwie. Dodajcie do tego głęboką dumę. Zdarzają się dziwne chwile, w których obłudnik szanuje siebie. W oszuście tkwi olbrzymie własne ja. Robak czołga się tak samo jak smok i tak samo się wspina. Zdrajca jest niczem więcej, jak despotą, niemogącym iść za popędem własnej woli, chyba pos-