Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/218

Ta strona została przepisana.

W tym właśnie punkcie marzeń Clubina, mgła rozdarła się w jednem miejscu i ukazały się straszliwe skały Douvres.

VII.
Tego się nie spodziewano.

Osłupiały Clubin patrzał.
Była to rzeczywiście owa okropna samotna skała.
Niepodobna było pomylić się co do tych potwornych kształtów. Dwie bliźniacze skały sterczały szkaradnie, między niemi widać było przesmyk jak zasadzkę: rzekłbyś, że to jest jaskinia łotrów oceanu.
Były one tuż obok. Mgła, niby wspólnica ukrywała je dotąd.
We mgle Clubin zmylił drogę. Pomimo całej jego baczności zdarzyło mu się to samo co dwom wielkim żeglarzom: Gonzalesowi, który odkrył przylądek Biały i Fernandezowi, który odkrył pryzlądek Zielony. I oni zabłądzili w mgle. Clubinowi się zdawało, że mu ta mgła będzie właśnie bardzo na rękę do wykonania zamiaru, ale też miała i niebezpieczeństwa swoje — Clubin zboczył na zachód i zmylił się. Podróżny Guerneseyczyk mniemając, że poznaje Hanois, stanowczo go zdecydował do ostatniego skręcenia rudlem. Clubin myślał, że się na Hanois rzucił.
Duranda rozsadzona przez ostre podwodne skały, znajdowała się od Douvres w odległości kilkuset zaledwie sążni.
O dwieście sążni dalej sterczała zwarta potężna masa granitu. Na stromych jej bokach widać było kilka zagłębień i wystających krawędzi, po których