Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/219

Ta strona została przepisana.

możnaby się na szczyt wgramolić. Prostokątne linje tych ścian groźnych kazały się domyślać, że na wierzchołku jest płaszczyzna.
Była to skała zwana: Człowiek.
Wznosiła się ona jeszcze wyżej aniżeli Douvres; płaszczyzna jej panowała nad owemi dwoma niedostępnemi szczytami. Płaszczyzna ta o kruszących się brzegach miała pewną regularność kamieniarską. Trudno sobie wystawić coś bardziej osamotnionego i złowróżbnego. Szerokie fale fałdowały swą spokojną powierzchnię, ocierając się o czworokątne boki tego olbrzymiego czarnego pnia, wyglądającego, jak piedestał dla olbrzymich widm morza i nocy.
Wszystko to było w stanie bezwładności. Wiatr zaledwie podmuchiwał, zaledwie jaka zmarszczka ukazywała się na wodzie. Pod tą niemą płaszczyzną wody, można było odgadnąć rozległe życie w głębiach zatopione.
Clubin nieraz widział zdaleka skałę Douvres.
Przekonał się, że rzeczywiście na niej się znajduje.
Nie było żadnej wątpliwości.
Zmiana nagła i przerażająca? Douvres zamiast Hanois! W miejscu jednej, pięć mil morskich. Pięć mil — to już niebezpieczeństwo! Skała Douvres dla samotnego rozbitka jest to widzialna, dotykalna obecność ostatniej chwili. Niewolno już dostać się stamtąd do lądu.
Clubin zadrżał. Sam wlazł w paszczę ciemności. Skała Człowieka jedyną jest ucieczką Prawdopodobnie w nocy nastąpi burza i przeciążona szalupa Durandy zatonie. Wiadomość o rozbiciu statku nie dojdzie więc do lądu. Nikt wiedzieć nawet nie będzie, że Clubin pozostał na skałach Douvres. Więc śmierć z zimna i głodu — to wyjście jedyne. Posiadane prze-