Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/22

Ta strona została przepisana.

wraz z dziecięciem; i jakoś od owego czasu dom się uspokoił. Ma już, czego pragnął, mówiono w okolicy. Strachy ustały. Nie słyszano krzyków o świcie. Nie było innego światła, oprócz łojowej świeczki, zapalanej wieczorami przez kobiecinę. Łojówka czarownicy warta djabelskiej głowni. Na tem objaśnieniu poprzestał ogół.
Kobieta ta ciągnęła pewne zyski z kilku posiadanych przez nią zagonów ziemi. Miała dobrą krowę, i piękne żółte masło. Zbierała warzywo i ziemniaki zwane Golden-Drops i sprzedawała jak inni „pasternak na beczki, cebule na setki, a bób na miarki“. Nie chodziła sama na rynek, lecz sprzedawała swe zbiory za pośrednictwem Gilberta Falliot z Saint-Sampson. Z rachunków Falliota okazuje się, iż raz sprzedał w jej zastępstwie aż dwanaście półćwiartków ziemniaków, zwanych „trzy miesiące wcześniej.” Dom jako tako ponaprawiano, byle żyć w nim można było. Nie wpadał już deszcz do mieszkania, chyba podczas wielkiej ulewy! Mieszkanie to składało się z dołu i strychu. Dół dzielił się na trzy pokoje, dwa sypialne i jeden jadalny. Na strych wchodziło się po drabinie. Kobieta gotowała jeść i uczyła dziecko czytać. Do kościoła nie chodziła; co przy należytem rozważeniu innych względów kazało ją uznać za Francuzkę. Nie uczęszczać na żadne nabożeństwo to rzecz niemałej wagi!
Jednem słowem byli to ludzie, których nic nie zalecało.
Bardzo jest podobnem do prawdy, że kobieta była Francuzką. Wulkany miotają kamieniami, a rewolucje ludźmi. W ten sposób rodziny rozpraszają się na znaczne odległości, dotychczasowe kółka rozpryskują się; ludzie spadają jak z obłoków: jedni w Niemczech, drudzy w Anglji, inni w Ameryce., zdu-