Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/226

Ta strona została przepisana.



I.
Perła na dnie przepaści.

W kilka minut po krótkiej rozmowie z imcipanem Landoys, Gilliatt poszedł do St. Sampson.
Gilliatt był niespokojny, prawie wylękły. Cóż więc takiego zaszło?
W St. Sampson szepty, gwar, wrzawa, jakby rój pszczół spłoszono. Pełno ludzi przed drzwiami domów; słyszałeś wykrzyki kobiet; gromady otaczały kilku ludzi, którzy zdawali się coś opowiadać, machając rękami. Co chwila prawie rozlegały się głosy; Mój Boże, co za nieszczęście! Niektóre twarze uśmiechały się.
Gilliatt nikogo nie pytał, — nie lubił wypytywać, a zresztą był zbyt wzruszonym, by rozmawiać z obojętnemi ludźmi. Nie ufając opowiadaniom, wolał odrazu wszystkiego się dowiedzieć; poszedł więc prosto do Bravèes.
Niespokojność jego była tak wielką, że bez strachu wszedł do tego domu.
Zresztą drzwi sali na dole były naoścież otwarte. Tłum mężczyzn i kobiet stał przed progiem. Wszyscy wchodzili, wszedł więc także.