Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/23

Ta strona została przepisana.

miewając krajowców. Skąd przybywają ci nieznajomi? Wyzionął ich wulkan, tam... daleko... dymiący. Tym aerolitom, tym jednostkom wygnanym i zaginionym, tym wyrzutkom losu nadaje się nazwy emigrantów, zbiegów, awanturników. Znosi się ich, gdy pozostają; gdy odchodzą sobie, tem lepiej. Czasami bywają to istoty zupełnie nieszkodliwe, obce — zwłaszcza kobiety wypadkom, które je zawiodły na wygnanie, jak pociski, które ani się gniewają, ani nienawidzą i tylko się dziwią temu, co się z niemi dzieje. Zakorzeniają się w nowej siedzibie jak mogą. Nikomu nie zawinili i nie rozumieją co się z niemi stało. Widziałem raz pęk trawy wyrzucony w powietrze wybuchem miny. Francuska rewolucja więcej niż każda inna nawyrzucała tego rodzaju aerolitów w dalekie strony.
Być może, iż kobieta, którą w Guernesey nazywano Gilliattą, była jednym z takich pęków trawy.
Kobieta zestarzała się, dziecię wyrosło. Mieszkali sami, od wszystkich byli unikani, ale wystarczali sobie. Wilczek i wilczyca pieścili się nawzajem. Było to także jedno z orzeczeń, które do nich zastosowała okoliczna życzliwość. Dziecię stało się młodzieńcem, młodzieniec mężczyzną, a wtedy, ponieważ stara kora życia zawsze odpada, matka zmarła. Pozostawiła mu ona łąkę koło Sergentée, pólko przy Roque Crespel, dom w którym mieszkali oboje; a przytem, jak mówi spis urzędowy, w pięcie pończochy, sto gwinei złotem. Dom był należycie zaopatrzony w sprzęty: znajdowały się w nim dwa dębowe kufry, dwa łóżka, sześć krzesełek i stół, tudzież odpowiednia ilość rozmaitych naczyń. Na półce było kilka książek, a w jednym kącie waliza wcale nie tajemnicza, gdyż otwierano ją podczas urzędowego spisu. W walizie tej, obitej płową skórą z arabeskami, miedzianemi gwoździami i cynowemi gwiazdami, mieściła się cał-