Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/232

Ta strona została przepisana.

podziwiał maszynę. Podniósłszy ręce rozszerzył dziesięć swych palców i rzekł do milczącego Lethierry: „Panie mój, mechanika żyje.”
O ocaleniu Clubina nie wątpiono; a ponieważ tułów Durandy został zniszczony, machina była teraz przedmiotem rozmów ludzi, którzy się zeszli u mess Lethierrego. Maszyna ta zajmowała wszystkich, niby żyjąca osoba. Podziwiano jej piękne postępowanie. — Tęga dusza! mówił majtek francuski. — Djable wytrwała! wołał rybak guerneseyski. — W istocie musiała mieć djabła w sobie, kiedy wyszła cało, trochę tylko podrapana, — przyświadczył zawiadowca Shealthiela.
Wkrótce maszyna stała się jedynym przedmiotem ogólnego zajęcia. Umysły zapalały się, były opinje za i przeciw. Maszyna miała gorących przyjaciół i skrytych przeciwników. Nie jeden właściciel starego żaglowego kuttra, spodziewając się zabrać klijentelę Durandy, nie gniewał się, że szkopuły Douvres zniweczyły nowy wynalazek. Szepty stawały się coraz gwarniejsze. Rozprawiano prawie w głos, niekiedy tylko tłumiąc zbyt wrzaskliwe wybuchy przez szacunek dla grobowego milczenia mess Lethierry.
Ogólnej rozmowy rezultat był taki:
Maszyna rzecz najważniejsza. Okręt można odbudować, ale drugiej takiej maszyny nie da się zrobić. Maszyna to jedyna w swoim rodzaju. Do zbudowania podobnej zbrakłoby pieniędzy, a bardziej jeszcze zbrakłoby robotnika. Przypomiano sobie, że inżynier, który budował tę maszynę już nie żył. Kosztowała ona czterdzieści tysięcy franków. Nikt nie zaryzykuje pieniędzy na tak niepewną spekulację, zwłaszcza, iż teraz przekonano się, że statki parowe mogą się rozbijać tak dobrze, jak wszystkie inne; obecny wypadek z Durandą zatopił całe jej przeszłe