Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/233

Ta strona została przepisana.

powodzenie. A jednak boleśnie było pemyśleć, że ta maszyna była jeszcze całą i w dobrym stanie i, że nim pięć lub sześć dni upłynie, prawdopodobnie potrzaska się jak okręt. Dopóki istniała, rzec prawie można, iż okręt się nie rozbił. Tylko strata maszyny była niepowetowaną. Ocalić maszynę, było to powetować klęskę doznaną.
Ocalić maszynę — łatwo to powiedzieć; ale kto się podejmie? czy rzecz jest możebną? Łatwo jest chcieć, ale wykonać jest trudno; można marzyć, ale trudno spełnić marzenia. Owoż jeśli było jakie niewykonalne, szalone marzenie, to chyba zamiar ocalenia machiny, która uwięzła w skałach Douvres. Byłoby niedorzecznością posyłać na te skały okręt i robotników! ani myśleć o tem. Pora roku była burzliwa; przy pierwszej nawałnicy łańcuchy kotwic porwałyby się na podwodnych rafach, a okręt potrzaskał o szkopuły. Nie byłaby to więc pomoc, ale raczej rozbicie dwóch okrętów zamiast jednego — W wydrążeniu na szczycie skały, gdzie niegdyś, jak niesie podanie, schronił się rozbitek i umarł z głodu, było miejsce mogące pomieścić zaledwie jednego człowieka. Jeśli i przeto chciano ocalić maszynę, powinienby jeden tylko człowiek udać się do skał Douvres, udać się sam, sam jeden na to morze, sam jeden w tę pustynię; sam jeden w odległości pięciu mil od brzegu, sam w tej strasznej pieczarze, sam przez całe typodnie, sam wobec przewidzianych i nieprzewidzianych wypadków; bez nowych zasiłków, gdy srogi głód i pragnienie dokuczą, bez pomocy w razie niebezpieczeństwa, bez innego śladu ludzkiej istoty prócz owego legendowego, rozbitka, który tam skonał z nędzy; bez innego towarzysza prócz tego nieboszczyka. A zresztą, jak się zabrać do ocalenia tej maszyny? Musiałby być nietylko żeglarzem, ale i kowalem. A przez ile prób przecho-