Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/26

Ta strona została przepisana.

Wielebny pastor zauważył na jednej książce tytuł prawdziwie dziwaczny i groźny: De Rhubarbaro.
Nadmienimy jednak, że ponieważ dzieło to, jak wskazuje ów tytuł, było pisane po łacinie, wątpić więc trzeba, by Gilliatt, nieznający tego języka, czytywał je.
Ale właściwie najwięcej obwiniają człowieka za te właśnie książki, których on nie czyta. Hiszpańska inkwizycja zawyrokowała o tem stanowczo.
Zresztą co do książki owej był to poprostu traktat doktora Tillingiusa o rumbarbarum, drukowany w Niemczech w r. 1679.
Nie można było wiedzieć na pewno, czy Gilliatt nie rzuca uroków, nie przyrządza czarnoksięskich napojów i „odwarów;“ a widziano u mego rozmaite.
Poco wieczorami a czasami i o północy wychodził na morskie wybrzeże? oczywście po to, by się rozmówić ze złemi duchami, unoszącemi się we mgle ponad morzem.
Razu pewnego dopomógł czarownicy z Torteval wyciągnąć z błota wózek. Była to stara baba, nazwiskiem Moutonne Gahy.
Podczas spisu ludności, odbywającego się na wyspie, zapytany o rodzaj zajęcia, odpowiedział: Rybak, kiedy jest ryba do złowienia; czy może podobać się komu taka odpowiedź!
Ubóstwo i zamożność są to pojęcia względne. Gilliatt miał pole i dom, więc w porównaniu z temt, którzy nic nie mają, nie był biednym. Pewnego dnia, by go wypróbować, a może by zrobić krok ku niemu — są bowiem kobiety, które poślubiłyby samego djabła, byle bogatego — jedna dziewczyna zapytała Gilliatta, kiedy się ożeni? A on jej odpowiedział, wtenczas, kiedy Śpiewająca Opoka pójdzie za mąż.
Owa Śpiewająca Opoka jestto wielki kamień