Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/260

Ta strona została przepisana.

on musiał w chwili ostatniego uderzenia wiatru! to, co mu się zdawało olbrzymim bałwanem było trąbą. Później zbliżywszy się dla obejrzenia rozbicia, mógł widzieć tylko przednią część Durandy; reszta, to jest szeroki przełam utworzony z oddzielenia się przodu od tyłu, zasłonięty był skałą.
Wyjąwszy to, wszystko zresztą co powiedział zawiadowca zgadzało się z prawdą. Pudło okrętu było zniszczone, maszyna została nieuszkodzoną.
Wypadki tego rodzaju zdarzają się często przy rozbiciach i pożarach. Logika klęsk jest dla nas niepojętą.
Połamane maszty popadały — komin maszyny nie był nawet zgięty; wielka żelazna płyta, na której stała maszyna utrzymała ją w całości. Wiązanie z desek, którem obite były koła porozsuwało się jak deszczółki żaluzji, ale przez przedziały, które się między niemi potworzyły widać było oba koła w dobrym stanie. Kilku tylko zasuwek brakowało.
Oprócz maszyny ocalała i wielka winda z należnemi do niej łańcuchami, dzięki potężnej osadzie w ram ach z balów mogła jeszcze być użytą, byle tylko obroty wału nie rozsadziły podłogi. Przykrycie pokładu wzruszone było prawie wszędzie; całe się chwiało.
Zato część pudła osadzona między skałami trzymała się mocno.
Oszczędzenie maszyny przez burzę miało w sobie coś szyderskiego i do klęski dodawało ironję. Ponura złośliwość nieznanych sił wybucha niekiedy tabiemi gorzkiemi drwinami. Maszyna była ocalona, niemniej jednak przepadła. Ocean zatrzymał ją sobie, by niszczyć ją dowolnie. Kocia igraszka!
Miała ona tam konać powoli, rozkładając się sztuka po sztuce, służyć na zabawę dzikim falom —