sterczący na polu tuż koło gruntów pana Lemézurier de Fry. Na kamień ten należy dawać pilne baczenie; niewiedziec co on tam robi. Słychać tam czasami piejącego kuguta, a nie widać go; rzecz to wielce nie mila. Zresztą dowiedzionem jest, iż położyły go tu złe duchy, latające zwykle w nocy, gdy grzmi, w tumanach czerwonych obłoków, we wstrząśnionem powietrzu. Zna ich dobrze pewna kobieta mieszkająca w Grand Mielles. Pewnego wieczora, gdy duchy te znajdowały się na rozdrożu, taż sama kobieta mówiła do wieśniaka jadącego tamtędy i niewiedzącego jaką wybrać drogę; Ich zapytaj, to istoty usłużne, chętnie gawędzą z ludźmi. Można się grubo założyć, że kobieta ta jest czarownicą.
Nie bez żadnych powodów Gilliatt miany był za czarownika. Raz podczas burzy, o północy, gdy znajdował się sam w łodzi od strony Sommeilleuse, słyszano go, jak się kogoś pytał
— Można przepłynąć tędy?
A głos ze szczytu skały odrzekł mu:
— Tylko śmiało!
Do kogoż więc mówił, jeżeli nie do tego, który mu odpowiedział? To zdaje się jasnem.
Podczas innego burzliwego wieczora, tak ciemnego, iż nic nie było widać, tuż koło Catirau, podwójnego szeregu skał, gdzie w piątki harcują czarownice, kozy i upiory, zdawało się niektórym jakoby słyszeli głos Gilliatta, w tej oto straszliwej rozmowie:
— Jak się ma Vesin Brovard? (Był to mularz, który niedawno spadł z dachu).
— Lepiej mu.
— To dziwna! spadł z wyżej, niż z tego tu słupa. Dobrze, że sobie czego nie połamał.
W zeszłym tygodniu piękny był czas do zbierania szczątków wyrzuconych przez morze.
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/27
Ta strona została przepisana.