Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/272

Ta strona została przepisana.

nia, albo od rozbitego statku przestrzenią, wynoszącą przeszło dwieście sążni. Pływać między skałami trudno, a przy trochę tylko wzburzonem morzu, niepodobna.
Wypadało więc wyrzec się schronienia na Krypie i na opoce Człowieka.
Na sąsiednich skałach także nie było żadnego przytułku.
Niższe wierzchołki dwa razy na dzień znikały pod wodą; na wyższe bezustannie zalatywała piana z fal. W takim plusku mieszkać nie można.
Pozostawało pudło samej Durandy.
Czy można było w niem zamieszkać?
Gilliatt tak mniemał.

VII.
Pokój dla podróżnego.

W pół godziny potem Gilliatt, powróciwszy na rozbity statek, zaczął chodzić z pokładu górnego na niższy, a z niego na spód, sprawdzając szczegółowo wrażenia z pierwszego ogólnego oglądania wzięte.
Za pomocą okrętowej windy wciągnął na pokład Durandy pakę zrobioną z rzeczy, które miał na krypie. Winda działała dobrze — drągów do jej obracania nie brakło. W kupie rozmaitych szczątków wybór był łatwy.
Znalazł także między temi szczątkami dłuto, wypadłe zapewne ze skrzynki cieśli; powiększyło ono zbiór jego narzędzi.