czął gramolić się na mniejszą skałę Douvres. Im wyżej się podnosił, tem trudniej mu było, Zapomniał zdjąć trzewików, które mu ruchy utrudniały. Niełatwo dostał się do wierzchołka. Wlazłszy tam, stanął prosto; miejsca było zalewie dwie stopy. Trudno było urządzać sobie na tej przestrzeni pomieszkanie. Dawny jaki pustelnik możeby na tem poprzestał; Gilliatt był bardziej wymagającym, żądał czegoś lepszego.
Mniejsza skała Douvres była pochylona ku większej; zdaleka wydawało się to, jakgdyby się jej kłaniała. Przestrzeń między obu skałami, wynosząca w dole do dwustu stóp, dochodziła u góry ledwie ośm stóp, do dziesięciu.
Z punktu, na który Gilliatt się wgramolił, widział dokładniej skaliste wydęcie zalegające część płaszczyzny większej skały.
Płaszczyzna ta wznosiła się prawie na trzy sążnie ponad jego głową.
Oddzielała go od niej przepaść.
Cała prostopadła strona mniejszej skały znikała pod nim.
Gilliatt odczepił od pasa węzłowy sznur, wzrokiem szybko wymierzył odległość i zarzucił hak na płaszczyznę.
Hak drapnął skałę; a potem odpadł, węzłowaty sznur zwisnął pod nogami Gilliatta wzdłuż mniejszej skały.
Zarzucił go powtórnie, już dalej i zmierzając do granitowej wypukłości, gdzie widział szczeliny i szpary.
Rzut był tak zręczny i trafny, iż hak uczepił się, Gilliatt pociągnął.
Skała odłamała się i znowu lina zawisła na dawnej ścianie poniżej Gilliatta.
Zarzucił hak po raz trzeci.
Hak nie odpadł.
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/275
Ta strona została przepisana.