W wydrążeniu jednej skały znalazł przyrząd do windowania masztów i za jego pomocą mógł holować nawet wielkie sztuki drzewa, Tym sposobem wydobył z morza mnóstwo kawałków łańcuchów rozrzuconych między skałami.
Zdumiewający a uporczywy był Gilliatt przy tej robocie. Robił wszystko co chciał. Zawziętości mrówki nic oprzeć się nie zdoła.
Z końcem tygodnia miał Gilliatt w tym granitowym śpichrzu uporządkowane i rozgatunkowane wszystko, co burza rozproszyła i pomięszała, wszystko co nie było zupełnie sponiewierane w rozbiciu. Drewniane sztuki składał na stronie każdy raz, jak tylko nadarzała się sposobność; deski, któremi był obity statek przybywały tu jedna po drugiej. Słowem wszystkie szczątki rozbicia znalazłby się tu uporządkowane i ponumerowane. Było to coś, jak chaos złożone w magazynie.
Kawał żagla, bardzo wprawdzie podziurawiony, przyłożony kamieniami przykrywał to, co mogło być przez deszcz uszkodzone.
Chociaż przód Durandy był potrzaskany, udało się jednak Gilliattowi uratować dwie drewniane podstawy, do spuszczania kotwic wraz z trzema należącymi do nich blokami.
Odszukał przedni maszt i z trudnością rozkręcił jego obwiązanie; trzymało się ono bardzo ściśle, bo maszt okręca się sznurami za pomocą wielkiej windy i podczas suchej pogody. Gilliatt jednak poodkręcał te grube sznury, bo mogły mu być bardzo przydatne.
Wydostał także małą kotwicę zaczepioną w skalistem wydrążeniu; wypatrzył ją tam przy odpływie morza.
W tem, co było niegdyś kajutą Tangrouille’a zna-
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/286
Ta strona została przepisana.