na czternaście stóp, wyrzucające za każdem poruszeniem dziewięćdziesiąt ośm tysięcy calów kubicznych powietrza. Tu było inaczej. Wymiary huraganu nie dają się obliczyć.
Ten nadmiar siły stanowił przeszkodę i trudno było zawładnąć tym miechem.
Jaskinia miała dwie niedogodności; wiatr przewiewał ją z końca w koniec, i zaciekała do niej woda.
Nie była to fala, ale bezustanne drobne ściekanie, podobniejsze do sączenia niż do płynięcia.
Piana ciągle rzucana przez odbijające się od skały fale, niekiedy na sto stóp i więcej w górę, napełniła w końcu wodą naturalną kadź znajdującą się w skałach panujących nad pieczarą. Nadmiar wody w tym zbiorniku, tworzył nieco dalej na stromej pochyłości drobny wodospad, grubości około cala, spadający z wysokości czterech do pięciu sążni. Łączyła się z tem woda deszczowa. Od czasu do czasu przechodnia jaka chmura wylewała się w ten zbiornik niewyczerpany i zawsze przepełniany. Woda była cuchnąca, na napój nieprzydatna, ale przejrzysta, chociaż słona. Wodospad ten dźwięcznie spadał kroplami po krawędziach kadzi, niby włosy rozpuszczone.
Gilliattowi przyszło do głowy użyć tej wody dla ujęcia w karby owego wiatru w jaskini. Za pomocą lejka, dwóch czy trzech wyrobionych z desek i dopasowanych naprędce rur, z których jedna opatrzona została kranem i wielkiego cebra ustawionego pod niemi jako rezerwoar — bez użycia podpór i siły przeciw-ważącej, a tylko z pomocą czopa u góry i otworów w dole. Gilliatt, będący, jak powiedziano dawniej, cokolwiek kowalem i mechanikiem, potrafił utworzyć zamiast brakującego mu kowalskiego miecha, przyrząd nie tyle odpowiadający swemu prze-
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/289
Ta strona została przepisana.