Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/297

Ta strona została przepisana.

natrz skały, na szczyt której Clubin wpędził Durandę. Gilliatt był pod tym szczytem. Skała zewnątrz stroma i niedostępna miała wewnątrz próżnię. Były tam galerje, studnie i komnaty, jak w grobowcach królów Egiptu; był to zawikłany labirynt; wykuła go woda, wykopało nieznużone morze. Odnogi tej pieczary pewno więcej niż jednym otworem z wodami zewnętrznemi łączyć się musiały. Otwory te mogły wystawać nad wodę w czasie odpływu, albo iść ku głębi lejem jakim niewidzialnym pod wodą. Blisko tego to miejsca Clubin rzucił się w morze — ale Gilliatt nie wiedział o tem.
Po tych krętych chodnikach dla krokodylów — gdzie jednak krokodylów niepotrzeba było się obawiać, Gilliatt wił się, czołgał, uderzał głową, kurczył, wyciągał, tracił pod sobą grunt i znowu go odzyskiwał; z trudnością posuwał się naprzód. Zwolna przejście poczynało się rozszerzać, zabłysło pół-światło; Gilliatt do szczególnej dostał się pieczary.

XII.
Wnętrze podmorskiego budynku.

To półświatło właśnie w samą porę zabłysło.
O krok dalej Gilliatt byłby wpadł w wodę, może niezgłębioną. A wody w tych pieczarach są tak oziębione i tok nagle odrętwiają członki, że najlepsi pływacy giną w nich często.
Przytem ani sposób wypłynąć, pochwycić za strome ściany wznoszące się dokoła.
Gilliatt raptem się zatrzymał. Szczelina, z której wylazł przytykała do wąskiej i śliskiej krawędzi w ro-