Jaskinia ta niełatwo wypuszczała gości. Wejście do niej było niebardzo wygodne, ale wyjście z niej jeszcze trudniejsze. Wszakże Gilliatt dał sobie radę, ale już drugi raz tu nie powrócił. Nie znalazł tam nic z tego czego szukał, a czasu dla zadowalniania swej ciekawości nie miał.
Zaraz zajął się robotą w kuźni. Brakło mu narzędzi — zrobił je sobie.
Za paliwo służyły mu szczątki statku, za siłę poruszającą woda, wiatr do rozdmuchiwania, za kowadło kamień, instynkt za umiejętność, wola za siłę.
Z zapałem wziął się Gilliatt do ciężkiej pracy.
Pogoda zdawała się być mu życzliwą. Było ciągle sucho i znośnie, o ile można wymagać od pory roku, w której przypada porównanie dnia z nocą. Nadszedł marzec, ale spokojny. Dnie stawały się dłuższe. Błękit nieba, łagodność ruchów w przestrzeni, pogoda południa, zdawały się zaręczać — ża niema złych zamiarów. Morze było na słońcu. Przedwstępna pieszczota, to przyprawa zdrady. Takich pieszczot morze bynajmniej nie skąpi. Gdy się ma