rady, bez wskazówek, bez innego pomocnika oprócz swego synka, posiłkując się niezgrabnemi narzędziami, przy spuszczaniu „wielkiego zegara“ kościoła w Charité sur Loire, — rozwiązał w zasadzie pięć czy sześć zadań statyki i dynamiki, tak z sobą połączonych, jak koła u wozów, które się zawadziły i jedno drugiemu przeszkadza; od czasu tego robotnika dziwaka i pysznego, który umiał, nie zepsuwszy oni jednego mosiężnego drutu, nie wyrwawszy ani jednego koła z zazębienia, zsunąć całkowicie, cudownie a poprostu, z drugiego piętra dzwonnicy na pierwsze, tę potężną klatkę na godziny, całą z żelaza i miedzi „wielką jak buda nocnego stróża” z całym jej mechanizmem, cylindrami, walcami, bębnami, haczykami, lewarami, werkiem bijącym i werkiem wskazującym, z jej poziomem wahadłem, wychwytnemi kotwicami, plątaniną łańcuchów i łańcuszków, wagami kamiennemi ważącemi każda pięćset funtów, dzwonkami i kurantami; od czasu jak tego cudu dokonał ten człowiek, którego nie znamy już i nazwiska — nigdy nie przedsiębrano nic podobnego do tego, co zamyślał Gilliatt.
Dzieło, które miał przedsięwziąść Gilliatt było może jeszcze gorsze, to jest jeszcze piękniejsze.
Ciężar, delikatność i nawał trudności nie był mniejszy przy maszynie Durandy od trudności przy zegarze w Charité-Sur-Loire.
Gotycki cieśla miał pomocnika, swego syna, — Cilliatt był sam.
Tam była cała ludność przybyła z Meung-sur Loire, Nevres a nawet z Orleanu; mogąca w razie potrzeby dopomóc mularzowi z Salbris i dodająca mu otuchy żyżczliwemi okrzykami. Gilliatt dokoła nie słyszał innego głosu oprócz szumu wiatru i nie widział innego tłumu oprócz fal.
Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/312
Ta strona została przepisana.